JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Monika Mostowik

PATRZĘ


Kobieca strona człowieka
Odpycha mnie literatura kategorycznych twierdzeń, a fascynuje literatura pytań. Co więcej, gotowa jestem się zgodzić, że ta pierwsza w ogóle nie jest literaturą. W zasadzie na życzenie autora, który wybiera sobie do obróbki popularne idee i z ich upowszechniania czyni misję. W efekcie wojuje, nawraca, wyszydza. I często przez to kreuje wrogów owej idei, zamiast pozyskiwać zwolenników. A jego tekst staje się publicystyką, żurnalizmem, jak to swego czasu ochrzcił Henryk Bereza. Ostatnimi czasy tak bywa często z tzw. literaturą feministyczną, do której zapewne zostanie zaliczony zbiór opowiadań Moniki Mostowik. Już to na zasadzie skojarzeń środowiskowych, już to po rozpoznaniu poruszanych problemów.
Ale nic z tych rzeczy. Zbiór „Patrzę” to nie jest żurnalizm. To jest takie - fascynujące - pisanie o kobiecości, które nie poprzestaje na przeciwstawianiu jej temu, co męskie i wojowaniu z tym, co męskie, ale czyni z niej wziernik do kobiecej natury człowieka, kobiecej jego strony. Staje się podstawą pytań o jego stałość i zmienność. O jego zdolność nie tyle do współpracy, ile do współodczuwania. O jego upór bycia sobą bez względu na koszty. O jego świadomość zamknięcia w ciele - pięknym lub brzydkim, sprawnym bądź ułomnym, kobiecym lub męskim. O jego świadomość postrzegania tego ciała przez innych tylko jako ciała, bardziej lub mniej modnie spreparowanego, ubranego w konwencjonalny kostium, zrośniętego z katalogiem min, skojarzonego z zestawem ról - w domu, w pracy, na forum publicznym.
A dlaczego pytań, nie zaś twierdzeń? To wynika z formy, z języka, którym Mostowik operuje. Ale po kolei.
Forma zbioru „Patrzę”- oparta na wyrafinowanym pomyśle balansowania między tym, co czysto zewnętrzne a wchodzeniem jak najmocniej w głąb psychiki - sprawia, że jako całość staje się on przede wszystkim opowieścią o sprzecznościach, o człowieku niepewnym swej tożsamości, o szukaniu balansu między płciami, o miotaniu się pomiędzy próbą spełnienia marzeń o sobie samym a lękiem, że te marzenia ściągną gniew innych. Ów lęk czasem jest tak wielki, że zamienia się w agresję lub autoagresję (najsilniej chyba w „Urodzinach” i „Krzyżu”), a dzieje się tak za sprawą wielowiekowej dominacji w kulturze męskiego punktu widzenia. To w tym kontekście niektóre bohaterki i narratorki Mostowik brzmią jak potencjalne prowokatorki, bo prowokują przecież nawet tym, że śmiały zaistnieć same z siebie, odkryć swoje wnętrza, a nie tylko - jak lalki - być od zewnątrz postrzegane.
Ale nie tylko tym prowokują. W świecie, w którym liczy się sukces i skuteczność działania, funkcjonują zalecane recepty, jak to wszystko osiągnąć. Mostowik nie oszczędza na ogół tych recept, jej styl w opisie sytuacji społecznych staje się drapieżny, staje się oskarżeniem, a jednocześnie orężem w obronie bohaterek, które przeważnie jawią się jako outsiderki - nawet jeśli demonstrują jakąś powierzchowną, by nie powiedzieć męską, przebojowość. A stają sie nimi przez swoją wrażliwość, dotkliwe, choć nie zawsze jasno określone zranienie i nadmiar wątpliwości (niezwykle wnikliwie jest to pokazane w „Człowieku w studni”). To organiczne zranienie - jakby ontologiczna czy pierworodna wada - upodabnia je do bohaterów Kafki, co jasno dowodzi, że cechą eksponowaną jest tyleż ich płeć, co ich osobność i pewien rodzaj neurozy, skłonność do zamykania się, ukrywania, ambiwalentny strach przed innymi. Tak opisana opozycja unieważnia wszelkie jednoznaczne twierdzenia, to chyba jasne.
Owszem, jest też coś, co odróżnia bohaterki „Patrzę” od Józefa K. i jego powściągliwych braci. Strach przed innym jest skojarzony z jednoczesną chorobliwą potrzebą związku, gorączkowym zabieganiem o kontakt, a wynika pewnie z wielowiekowego skazania na bycie tą dodaną, tą niesamoistną, tą z poczuciem inwalidztwa, jeśli nie znajduje sobie kogoś do pary. Mostowik - w przeciwieństwie do wielu innych popularnych autorek - nie poprzestaje na opisywaniu jednego monogamicznego i różnopłciowego związku, przedstawia ich wyrafinowaną rozmaitość, przedstawia warianty, namiastki, a każdy z nich obezwładnia wyraźnym podobieństwem do pozostałych - jest niemal zawsze opowieścią o niespełnieniu. „Nie wyobrażam sobie, że napiszę kiedyś o szczęśliwym związku, to byłoby strasznie nudne” - wyjaśnia autorka (patrz wywiad). Dlatego zaczyna zwykle historie jakby od środka, od tramatycznego punktu załamania nadziei na szczęście, przedstawia kobiety porzucone, zdradzone, zaniechane, rozczarowane. Dlatego tak często historie kończy tylko puentą, która udrękę zdaje się zamieniać jedynie w mglistą nadzieję. Na nowy związek, który także okaże się niespełniony?
Mostowik ma swój styl, dzięki któremu jest rozpoznawalna, samoswoja, a przy tym właśnie niejednoznaczna. Współczując, oskarża, a oskarżając, współczuje. Jej metafory mocno cielesne skojarzone z opisem najsubtelniejszych emocji odbiera się jako znaki rozdarcia. Opisywanych kobiet - po pierwsze. A po drugie - jej samej jako autorki, umiejącej dostrzec i chcącej pokazać i skutki, i przyczyny ludzkich tęsknot, lęków, przybieranych póz i nieustających gier. Zdiagnozować przejawy ataków i samoobrony. Dlatego właśnie fasynuje. Nie tyle może historiami czy portretami kobiet, ile swoim poetycko-dosadnym językiem, dzięki któremu portrety te nie przekształcają się w obrazy wojowniczek, ale budzą zaciekawienie. Czasem to zaciekawienie (jak w wypadku kontrowersyjnej „Biopsji”) może pozostać dość długo w zawieszeniu. Z perspektywy całego zbioru widać przecież wyraźnie istotny sens także tego opowiadania - jeszcze raz podkreśla kontrast. Powierzchnia ujawniona w zakończeniu prosi się o surowego prokuratora, zaś z rozpoznaniem tego, co w głębi, kłopoty może mieć najbieglejszy psychoanalityk. Sprawdzone procedury zawodzą, wycinek psychiki ciągle znacznie trudniej prześwietlić niż pobraną próbkę ciała.

Janina Koźbiel
JanKa


PATRZĘ | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI