JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Jacek Ostrowski

UT


To my jesteśmy śledzeni
rozmawia Janina Koźbiel

JK: Co takiego przydarzyło się Panu podczas podróży do Włoch, co zainspirowało do napisania „UT”?
JO: Podczas przedostatniej podróży do Włoch postanowiłem pojechać, gdzie mnie koła poniosą, byle to było w Toskanii. Dotarłem do Pietrasanty; to miał być tylko jeden nocleg, a skończyło się na kilkunastu. Trafiłem na hotel jakby wyrwany z innej epoki, hotel z duszą. Od lat podróżuję po Europie, widziałem niejedno, ale pierwszy raz poczułem się tak, jakbym wskoczył w maszynę czasu i wrzucił wsteczny bieg. Może podziałała wyobraźnia rozbudzona twórczością Tomasza Manna czy Harry'ego Mulischa, a może coś innego. Kiedy przechadzałem się hotelowym holem, kiedy schodziłem na śniadanie do jadalni, kiedy siedziałem w ogrodzie i popijałem wspaniałe cappucino, oczami wyobraźni widziałem nieznanych mi ludzi. Przemykali pod ścianami, jakby wstydzili się swojej obecności. Co mieli do ukrycia? Czemu się kryli? Kim byli? Teraz już wiem, ale wtedy tylko się tego domyślałem.
Rozmawiał Pan z tymi ludźmi, żeby spojrzeć na świat ich oczami, czy tylko puścił wodze fantazji?
Nie rozmawiałem z nimi, oni byli upiorni, zachowywali się jak mroczne zjawy, przemierzające hotelowe korytarze i kryjące się w zakamarkach. Z takimi istotami się nie rozmawia, je się tylko obserwuje z boku, tak jest bezpieczniej. Każdy kontakt z nimi mógłby skończyć się agresją z ich strony, próbą przejęcia kontroli nad moim umysłem. To byłoby balansowanie na linie w rozsznurowanych butach.
Przychodzi mi do głowy podejrzenie, że może Pan boi się rozmowy z ludźmi?
Ja się prawie niczego nie boję; wiedząc, że mam lęk wysokości, postanowiłem chodzić po stromym dachu swojego domu. Trwało to kilka dni, podjąłem wiele prób, ale udało się. Można zwalczyć swoje lęki, jeśli się tylko tego naprawdę chce. To kwestia dogadania się z samym sobą. Nie boję się rozmów z ludźmi. Bardziej niebezpieczne bywają rozmowy ze sobą samym.
Dlaczego?
To jest zbyt osobiste, by o tym mówić. Mało kto by zrozumiał.
A właściciele hotelu? Jest jakiś prototyp Julity czy próbował Pan ogrywać stereotyp idealnej kobiecości?
Właścicielką Villi La Fonte jest młoda, energiczna i pełna osobistego uroku kobieta, to ona zainspirowała mnie do stworzenia postaci Julity.
Każe Pan tej dziewczynie przyżywać lęk i fascynację, każe jej Pan podjąć niemałe ryzyko. Aby wiarygodnie przedstawić rozterki, nie wystarczyły zapewne same obserwacje?
Ponoć natura kobiety jest nieodgadniona, a jednak. Pani pytanie utwierdza mnie w przekonaniu, że udało mi się poznać jej część. Oczywiście, same obserwacje to mało. Jednak w swoim życiu spotkałem się z różnymi typami kobiecej natury. Julita to zlepek wielu osobowości, co - mam nadzieję - pozwoliło mi stworzyć postać, w której każda kobieta odkryje coś z siebie. Kobieta uniwersalna, doskonała? Nie, raczej normalna, ta, przy której codziennie rano mężczyzna się budzi, ta, która go wspiera w trudnych chwilach, która starzeje się razem z nim, wspólnie z nim obserwuje, jak dorastają wnuki i która pomaga mu godnie przejść bardzo trudne ostatnie lata pobytu na tym świecie.
„Książka to wytwór chorej głowy przeniesiony na papier”, oświadcza Pan na swojej stronie. Jaka szajba każe Panu pisać?
To nie szajba, to demon. On tkwi gdzieś w zakamarkach umysłu, pije koniak i pali cygara. Każe tworzyć książki, wszystko nadzoruje, a kiedy jest niezadowolony, każe pracować dalej, intensywniej. Nie ma litości, nie daje odpocząć, nie pozwala wyłączyć komputera. Tylko sukces go może zadowolić. A co będzie, jeśli sukces nie przyjdzie? Wypali niedopałkami cygar mózg, a resztki koniaku rozleje po szarej substancji i podpali.
Aż taki straszny? Jest Pan autorem kilku książek, które jednak nie były wielkim sukcesem, jeśli mierzyć szumem medialnym? Czy może Pan ma inne, własne miary?
Jest straszny, proszę mi wierzyć. Poznałem jego podły charakter po napisaniu pierwszych książek. Jego tlące się cygaro do dziś czuję w głowie. Był ze mnie bardzo niezadowolony. Piszę dużo, w myśl powiedzenia „ trening czyni mistrza”. Ale nie uważam poprzednich książek za specjalnie udane, to była tylko rozgrzewka. Wierzę jednak, że to mistrzostwo kiedyś osiągnę. Inna rzecz, że w dzisiejszych czasach nawet genialna powieść bez odpowiedniej i drogiej reklamy może w ogóle nie zaistnieć.
Studiował Pan prawo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, ale nie został prawnikiem. Dlaczego?
Chciałem studiować archeologię, ale realnie oceniłem szanse i dałem sobie spokój, zdawałem na prawo. Uwielbiałem historię, ale niestety okazało się, że prawo ma poza historią prawa mało z nią wspólnego. Do dziś się zastanawiam, co za kretyn wymyślił egzaminy z historii na prawo. Większość tych, co nie skończyli prawa, tłumaczy się problemami z zaliczeniem ekonomii socjalizmu; owa ekonomia była jakoby zbyt abstrakcyjna, żeby ją zrozumieć; ja ją pojąłem, zawsze miałem chorą wyobraźnię. U mnie przyczyna była inna. Kierunek mi nie odpowiadał.
O jakich szansach związanych z archeologią Pan myśli? O możliwości prowadzenia wykopalisk w Egipcie czy też inne kręgi kulturowe Pana interesują?
Raczej myślałem, to było wiele lat temu. Interesowali mnie między innymi Sumerowie, Babilończycy, Asyryjczycy, jednym słowem ludy Dolnej Mezopotamii, ale i starożytny Egipt. Był moment, że zacząłem się uczyć hieroglifów egipskich. Przeczytałem chyba wszystkie dostępne wtenczas książki na ten temat. Do dziś z zainteresowaniem śledzę odkrycia archeologiczne. Tylko to mi pozostało z młodzieńczych marzeń o archeologii.
Ale coś z prawnika musiało jednak też w Panu pozostać. UT - jeśli istnieje - jest rodzajem trybunału i osądza ludzkie zbrodnie. Które zbrodnie współczesności uznaje Pan za największe? Uważa Pan, że w czasach globalizacji nie ma realnych mechanizmów, aby je ścigać?
Największe zbrodnie współczesności? Ciekawe pytanie, muszę to przyznać. Jednak ujmę to inaczej. Według mnie największymi zbrodniarzami współczesności są koncerny przemysłowe, banki i władza. One prowadzą świat do katastrofy. Potężne koncerny zbrojeniowe wywołują wojny, żeby tworzyć rynki zbytu dla swoich zabawek, banki swoją lichwą doprowadzają miliony ludzi do ruiny, zaś władza widzi to, ale nic nie mówi, bo jest skorumpowana. Tak wygląda dzisiejszy świat. Teraz wchodzimy w nowy okres, okres totalnej inwigilacji, spełniają się najczarniejsze scenariusze z filmów science fiction. Mamią nas elektronicznymi gadżetami, a po cichu wprowadzają do naszych domowych pieleszy kamery i mikrofony. Jak ich tu ścigać? To my jesteśmy ścigani.
Sądzi Pan, że nie wystarcza dekalog?
Dekalog? O ile wiem, nie żyjemy w państwie religijnym. Jest dużo innych pięknych religii nieopartych na dekalogu, choćby buddyzm. Weźmy z każdej religii najlepsze zasady i stwórzmy coś fajnego. Można pomarzyć.
Bardzo proszę!
Etyka, jak wiemy, szuka korzeni moralności. Moralność zaś to zbiór nakazów; i tu mamy problem, jak zadowolić wszystkich. Weźmy choćby katolicyzm i islam. Obydwie religie mają wprawdzie wspólne korzenie, a jednak wyrosły z nich dwie różne moralności. Żeby ustalić normy globalne, trzeba by stworzyć pewnie nowe przesłanki filozoficzne, na których podstawie powstałyby owe odpowiadające wszystkim nakazy moralne. Potrzeba kilku pokoleń, żeby nowe nakazy moralne wyparły stare. Do tego trzeba grona mądrych ludzi i wielkiej determinacji duchowieństwa wszystkich religii; nie wierzę w to. Musimy sie wyrżnąć, żeby coś zrozumieć; spoglądając w historię, widzę wyraźnie, że nie ma innej drogi. Stal przemawia dosadniej niż słowa mędrca.
Trochę mnie niepokoi, że chciałby Pan wypierać stare nakazy. Taka norma jak „nie zabijaj” nie wydaje się Panu uniwersalna?
Oczywiście, ale też są wyjątki. Wykonanie kary śmierci na zbrodniarzu jest jednym z nich. Owszem, można wybrać inną metodę, metodę stosowaną w - wydawałoby się - prymitywnych kulturach zwaną „próba Boga”, co oznaczało poddanie ofiary ekstremalnej sytuacji (piranie, krokodyle, lwy itp.). Jednak w dzisiejszych czasach byłoby to chyba źle przyjęte, nieprawdaż?
A jakie głębokie różnice w moralności widzi Pan w kulturach zbudowanych na chrześcijaństwie i islamie?
Każda kobieta islamu na co dzień czuje te różnice. Są i inne, ale to temat rzeka. Sam dżihad może budzić skrajne emocje. Oczywiście niektórzy będą mówić o pokojowym znaczeniu tego określenia, ale kiedy włączam telewizor i oglądam wiadomości, powątpiewam w takie interpretacje. Ale nie jestem ekspertem od islamu, więc nie będę kontynuował tej odpowiedzi.
Ta „próba Boga” wydaje mi się bardzo interesująca. I podejrzewam, że musiała Pana inspirować, coś z jej klimatu czuje się w powieści. Podobnie jak buddyjska karma. Dlaczego Julicie (przedstawianej z niezwykłą sympatią) każe się Pan zmierzyć z przeszłością rodziny, z nie swoją winą?
Wielu z nas musi się z czymś takim zmierzyć. Julita poradziła sobie z tym garbem przeszłości, a przecież różnie bywa. Jedni zmagają się ze swoim żydowskim pochodzeniem, które jest w Polsce często porównywalne z ciężkim przestępstwem, inni ze służbą dziadka w Wehrmachcie, a jeszcze inni z legitymacją partyjną swojego ojca. Świadomie podałem te trzy przykłady, żeby pokazać paradoksy polskiej mentalności. Boleję nad tym i raczej straciłem nadzieję, że coś się zmieni w tej materii; trzeba by naród przeprogramować.
Sądzi Pan, że człowiek jest nienaprawialny? Raul Gomes w jednym przypadku uwierzył w przemianę. Nie jest Pańskim alter ego ta postać?
Człowiek jest naprawialny, ale nie każdy. Żeby na świecie było dobrze, musiałyby się naprawić całe narody, a właśnie to jest nierealne. Powtórzę, wierzę w przemianę jednostki, ale nie ludzkości.
Dla mnie najciekawszy w „UT” jest przypadek ułaskawienia - wyrzucenia elektronicznej bransoletki do morza. Kim jest Raul Gomes, że może zmieniać decyzję mocodawców? Wyposażył go Pan w demoniczną moc?
To nie tak. Terrorystkę ułaskawił chłopiec, a nie Gomes. Raul tylko wykonał to, czego okaleczony w zamachu chłopiec pragnął. Chciałem pokazać związek między ofiarami ludzi pokroju Rene a - odważę się użyć tego słowa - egzekutorem. Owszem, Raul mógł nie wyrzucić tej bransoletki do morza, ale on uważał dobro ofiary za ważniejsze od uśmiercenia terrorystki. Wcześniej w powieści pada określenie, że UT jest w pewnej mierze sędzią. Raul Gomes ma jednak trochę samodzielności w podejmowaniu decyzji, to jest wielokrotnie podkreślane w powieści. Ma część kompetencji trybunału UT, który skazał zbrodniarzy.
Julita się okropnie męczy, nie mogąc określić tożsamości Raula. A Pan wie, kim jest Gomes?
Ja wiem. Jest pół zjawą, pół człowiekiem, wybawia ludzi z kłopotów, jest sądem ostatecznym, jest wyzwoleniem i jest nadzieją. Jest tym, czego potrzebujemy w życiu - oparciem. Takich istot się nie spotyka, o takich się marzy, a to też jest piękne. Jedna znajoma powiedziała mi, że o takim mężczyźnie jak Raul kobiety śnią; jest ideałem. Lubię książki, w których autorzy dają mi jako czytelnikowi możliwość wyboru rozwiązań. Niech Raul Gomes pobudza wyobraźnię.
A do kogo Gomes kieruje pytanie „jesteś zadowolony?”, kiedy zniechęca do siebie Julitę na plaży?
No właśnie - do kogo? Niech czytelnik się domyśli. Tu jest wolna wola. Może do Boga, a może do wszechmożnego i okrutnego szefa? Może do kogoś jeszcze innego? Pełna swoboda, w zależności od wyznania czy wyobraźni.
Kobiety o nim śnią, ale jakoś nie chce go Pan uszczęśliwić? Dlaczego?
Musi poświęcić serce swojej misji. W całości.
Dziękuję za rozmowę.

UT | wywiady | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI