JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Łukasz Kamiński

5


Ćwiczenia z empatii

O Tatrach - jak o zieleni - można nieskończenie. Parafrazuję Tuwima nie tylko dlatego, że jego nazwisko pojawi się wśród wielu innych na kartach „5” (czytaj: piątki, jak zachęca sam autor w wideorozmowie). Pojawi się tradycja, a zwłaszcza dwa jej elementy: potrzeba wynalazczości językowej i sarkastyczny stosunek do niektórych zjawisk tego świata.
A t e n świat, jak i w poprzednich tomikach Kamińskiego, ma granice zmienne i rozciągliwe. To skały, stawy, rośliny, zwierzęta (od owadów poczynając), no i ludzie; ci żyjący i ci zapamiętani (Zaruski, Klimek, Krzeptowscy, Bargiel, Ujek...); nie przypadkiem w tomie znajdzie się zdanie, że Tatry są jednym wielkim cmentarzyskiem; i migawki etnograficzno-topograficzne. Witkacy, Żeromski i Schulz czy Obrochta istnieli przez swoje gadki i niespodziewane zetknięcia w „3”, a dzięki nim snuła się opowieść o wzlotach i upadkach człowieczych, czasem fikuśna, krotochwilna, a czasem zatroskana o los wyrzutków i typów ułomnych. Wszystko to w zgodzie z ideą lomografii, czyli nadziei na kreację z potknięć, która - jak by może powiedział Schulz - przystoi adeptom wtórnej demiurgii.
W „5” świat duchów przywoływany jest zgodnie z porządkiem narzuconym przez topografię, każdy rozdział ma tytuł-nazwę: szczytu, przełęczy, doliny, a prowokowane przez nią opowieści raz są legendą, raz faktami z przeszłości, a raz refleksją antropologiczną, społeczną lub psychologiczną. Ta refleksja jest często rozpięta na aporii, z jednej strony jest podziw, wdzięczność i zachwyt, z drugiej - gniew, ironia i smutek z powodu tego, jak zmienia się współczesny świat ekspansywnych poszukiwaczy przyjemności, który swoimi mackami sięga do najbardziej ukrytych zakątków, enklaw, mających być przecież rodzajem raju bądź arki.
Wyartykułować tę sprzeczność pomaga dialog, który dopełnia strukturę ciągu epizodów spisanych prozą, a może nawet stanowi o jej podstawach. Bo choć narratorem wiodącym, powołującym do istnienia świat jest fikcyjny poeta, jego przewodnikiem jest diabeł, mający cechy prowokatora i oskarżyciela, sam sarkastyczny wobec ludzi i sarkazm ów wyzwalający w towarzyszu wędrówki, ten zaś łączy w sobie wrażliwość dziecka i pasję rasowego publicysty. Już w pierwszym rozdziale poeta wyznaje: „jego myśli mimowolnie stawały się moimi”. Dotyczy to najpewniej nie tylko rozważań o naturze kosmosu, ale i o turystach, góralach, obyczajach, wzajemnych relacjach między tymi, którzy przywożą dutki, i tymi, którzy na te dutki niecierpliwie czekają, czego pewnie nie przewidział ksiądz Stolarczyk, namawiający ziomali do uczynienia z Zakopanego mekki góralszczyzny.
Rozczula pietyzm dla każdego szczegółu, który czuje się na kartach „5”. Te wszystkie nazwy gatunkowe ptaków, roślinek (wiecie, jak wygląda taki np. potrostek alpejski i dlaczego tylko trzmiele odważają się zapylać tojad?) pojawiają się na tych samych prawach co babcia w stroju ludowym, stawiająca każdy krok jak świętość i wędrująca Doliną Olczyską z mszy w Jaszczurówce („bo tak, proszę pana, trzeba”), czy tuzy polskiej kultury. Więcej nawet, tuzy pokazywane są z mocnym przymrużeniem oka, także od strony swoich słabości: wielkopański Gombrowicz, który nie chodził pieszo, tylko kazał się wozić bryczką, leniwy Tuwim, który uwielbiał góry, ale „najbardziej lubił patrzeć na nie przez okno karczmy lub restauracji”. Czasem na pozór idealny turysta też się pojawi, ale ostatecznie zaskoczy; jego zachowanie wzbudzi spór o to, czy kiszony ogórek pasuje czy nie pasuje do Tatr. „Żuł bułkę długo, gapiąc się beznamiętnie na granie (...) nagle postanawia popsuć nasz pozytywny osąd i rzuca ogórkiem w dal”.
Bo też najważniejszym pragnieniem-marzeniem tej poetycko-sarkastycznej próby jest ustanowienie ładu opartego na kosmicznej empatii. Ta perspektywa w zbiorze-poemacie „4” dotyczyła przede wszystkim ludzi. W „5” Łukasz Kamiński dowodzi, że wypowiedziane niegdyś słowa:

włóczę się z wichrami / uczę się z krzewami / żyć
spadam z lawinami / szumię z potokami / dziś
czuję więź z chmurami / chcę bliżej błękitu / być


pozostały jego trwałą dyspozycją, którą chciałby zarazić turystów; niegramotnych, bo nieprzyswajających języka Tatr. A może i influencerki, wystawiające cyc na tle Giewontu, choć z tym ostatnim byłoby chyba najtrudniej.

Janina Koźbiel


5 | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI