JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADFRAGMENTZAMÓW

Zofia Mossakowska

AKROBACI


Polecieć na staruszki
Zastanawiam się całkiem serio, czy dziś jeszcze zaletą książki jest jej pojemność znaczeniowa, to że - jak „Akrobatów” - można ją przeczytać na wielu poziomach i na wiele sposobów, nie tylko czysto fabularnie. Zwłaszcza kiedy - w niektórych kwestiach - idzie wyraźnie pod prąd.
Fakt, już samą fabułą powieści Mossakowska zaciekawia. Oto dwoje głównych bohaterów - szesnastoletni Antek, uwięziony w inwalidzkim wózku i jego przyszywana ciotka Helena, zwana Nelą, w wieku pobalzakowskim (cokolwiek to dziś znaczy). Obydwoje czują się ousiderami, co ich skazuje na siebie; ale nie rezygnują z marzeń. Z owych marzeń właśnie - i nieodłącznych rozczarowań - rodzi się jej pomysł na biznes; powstaje firma Przyjaciel, zajmująca się pisaniem listów za opłatą, listów serdecznych. Adresatami są ludzie, którzy czują się niepotrzebni, z technologicznych nowinek nie potrafią lub nie chcą korzystać, tęsknią za czasami swojskich pogaduszek, głębszych uczuć, perfumowanych kopert, dobieranych do osobowości i gustów. Jest potrzeba - rezonuje Antek - zjawia się i oferta zgodna z prawami rynku.
I już ten punkt wyjścia - fabuła właśnie - prowokuje pytania. Czy rzecz poczęta z powodów pragmatycznych ma wpływ na prawdziwość emocji? Czy przyjaźń ofiarowana z chęci zarabiania odbierana być może jak autentyk? Na ile tęsknoty ludzi można skanalizować, rozbroić podsuwaniem złudzeń? Czy faktycznie łatwo zadowalamy się podróbką uczucia, jeśli nie dane nam jest obcować z autentykiem? Czy ulegamy temu wszyscy, czy też niektórzy są bardziej podatni? Czy karmienie iluzjami ma swoją cenę, inną niż abonament za usługę?
Na żadne z tych pytań Mossakowska nie odpowiada wprost, nie pisze publicystyki - pisze powieść wielowarstwową i wieloznaczną, a najbardziej zdaje się ją interesować ostatnia kwestia, dlatego wokół skutków działania firmy Przyjaciel rozwija akcję. Czytelnik ma szansę obcować nie tylko ze skutkami, które pojawiają się w życiu Antka i Neli. Są one istotne i dla Ani, która wyłania się z listów i urealnia jako postać, i dla jej zatroskanej przyszywanej Babci, i dla matki Antka Marzeny, w której życie wplątują się poczynania Przyjaciela bez jej szczególnej woli i zaangażowania. Powstaje szczelna sieć, oplatająca wszystkich tym szczelniej, im więcej w działaniu niedopowiedzeń, nie do końca ujawnianych motywów i resentymentów. A jest tego zaiste wiele.
Bo też człowiek z „Akrobatów” to istota nieprosta i mówi o tym już tytuł powieści. Rozpoznania i oceny wynikają tyleż z losów bohaterów, ich autoprezentacji, wzajemnych relacji, co ze sposobu opowiadania o tym wszystkim. Dla Mossakowskiej świat i człowiek z jednej są materii, a cechą jej naczelną nieprzejrzystość. Ciemność i jasność nie pozostają tu w żadnym utrwalonym w kulturze kontraście, mają swoje rozliczne odcienie, nakładają się na siebie, przecinają, odbijają w sobie niczym ustawione naprzeciw siebie zwierciadła. Najwyraźniej widać to na przykładzie Antka, o którym - nawet jeśli idzie o fakty, nie mówiąc o emocjach - nie wiemy przecież rzeczy podstawowych. Przekonani jesteśmy do pewnego momentu, że miał wypadek w cyrku, choć zaburza tę wersję opowieść matki obciążonej winą skalanego poczęcia, a w roli puenty zdaje się funkcjonować niemal dokumentalny cytat, zapisany w języku medycznym. Co zatem znaczą rozliczne cyrkowe metafory rozsiane w tekście? Rzeczywistość nie jest taka, jak się bohaterom - a i Państwu - zdaje?
Nie inaczej jest z Nelą. Gmatwaninę emocji potęguje swoboda obyczajowa, podatność bohaterki na wszelkie bodźce erotyczne, odbierane każdym zakamarkiem mózgu i centymetrem ciała. Zmysłowość Neli oddawana jest opisami natury, przedmiotów, jedzenia, picia; każdego szczegółu, który pojawia się w zasięgu słuchu, wzroku bądź dotyku, co czyni prozę Mossakowskiej niezwykle sensualną.
Tak oto otwiera się jeszcze jeden istotny temat „Akrobatów”, obecny znów tyleż fabularnie czy w dialogach, co przez sam język utworu. W wywiadzie (patrz: wywiady), gdzie autorka szczegółowo charakteryzuje style, którymi się posługuje, pada sformułowanie: Antek mówi emotikonami, w realnej przestrzeni rozmów udaje współczesnego twardego faceta, którego obowiązkiem jest bycie cool. I jest to prawda. Antek tym bardziej chce być cool w języku, im silniej dociera do niego lęk, że nigdy nie będzie w działaniu. Że jego ciało (wrażliwy splot słoneczny, a martwe centrum męskości poniżej) utrudni mu, a może wręcz niemożliwi doświadczenie pełnej miłości. Zaś doświadczenie miłości - zdaje się mówić Mossakowska - jest jak tlen dla życia organizmu.Widać to jeszcze wyraźniej na przykładzie Ani, odrzuconej przez Marcina, która popada w anorekcję.
O ile jednak ogólny związek psychiki i ciała podkreślany jest od... starożytności, wystarczy przywołać owo mens sana in corpore sano, a dziś powszechnie w ten sposób uzasadnia się pożytki jogi, joggingu czy zwykłej porannej gimanastyki, o tyle wnioski, do których zdaje się zmierzać Mossakowska, nie są tak oczywiste. Owszem, pokazuje wyraźnie, że brak uczuć czy ich stłumienie prowadzi do powolnego lub szybkiego umierania, ale też samo uczucie nie zawsze wystarcza. Nie wystarcza jednak również sama cielesna strona miłości. Autorka jest zbyt ambitna, by oskarżyć niektóre style bycia i niektóre współczesne teorie miłości. Pozwala to oskarżenie sformułować w serii listów, biorąc je w ten sposób w nawias, ale nie przypadkiem przecież przesyłki pani Sycińskiej odgrywają tak wielką rolę w konstruowaniu fabuły. Dzięki nim dokonuje się zwrot w myśleniu Antka, przez nie dochodzi do kryzysu w stosunkach jego i Neli, ale też dzięki nim pojawia się promyk nadziei.
Zakończenie powieści może zaskakiwać czy wręcz wydawać się sztuczne. Ale przecież nie przypadkiem koresponduje z samooskarżeniem Neli, która obwinia się o wciągnięcie Antka w chory świat, bo on go pokochał, poleciał na staruszki, na umieranie. To nie oznacza jednak, że autorka staje po stronie pięknej i sfrustrowanej ciotki. Nie oznacza, że młodzi nie powinni zajmować się starymi i chorymi. Przeciwnie, oznacza, że ani młodzi, ani starzy nie powinni tworzyć gett, w których tak chętnie dziś się zamykają. Oba powieściowe kręgi, odizolowane od siebie, tracą. Nawiązując i utrzymując ze sobą kontakty, muszą - owszem - wkładać niemały wysiłek w pokonywanie nie tylko językowych i technicznych barier. Znów warto zwrócić uwagę, co pisze na ten temat pani Sycińska, która nawet ślepą i głuchą gotowa udać, aby tylko być wśród młodych, próbować ich rozumieć, mimo że jest to czasem bolesne. I dzięki temu uporowi dochodzi do kryzysu i przesilenia w akcji. Ostatecznie następuje przewartościowanie myślenia. I pojawia się szansa na ozdrowieńczy kurs.

Janina Koźbiel

JanKa


AKROBACI | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI