JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Filip Onichimowski

CZŁOWIEK Z PALERMO


Na szalupie odrzuconych
„Człowiek z Palermo” wpisuje się w ten nurt literatury, który nie lekceważy potrzeb zwykłego czytelnika. I czyni to w sensie wielorakim, choć z niemałą dozą przekory.
Przede wszystkim stwarza mu szansę wejścia w świat ludzi żyjących mocno i szybko, przeżycia z nimi napięcia, śledzenia dramaturgii zdarzeń z pogranicza tego co legalne i nielegalne, poczucia, jak rośnie poziom adrenaliny. Daje szansę odpoczynku od codzienności, durnego szefa, swarliwej żony, teściowej, która wszystko ma za złe. Tym, a także sposobem konstrukcji głównego bohatera, przypomina takie arcydzieła sztuki popularnej, jak „Hrabia Monte Christo” czy – dla młodszych czytelników – „Robin Hood”; jest raczej dla chłopców i chłopczyc niż dla typowych dziewczynek.
Bo też główny bohater powieści, Paweł Karlicki, jak owi zacni, ale sędziwi protoplaści, czyni przede wszystkim użytek ze swojej wrodzonej i rozwijanej nie tylko w uniwersyteckich salach inteligencji, której – ku jego frustracji – nikt początkowo do niczego w Polsce nie potrzebuje. Nie znajdując dla siebie wyzwań w świecie, który zastał, nie ucieka jednak w kompletną negację i autodestrukcję, nie staje się włóczęgą, alkoholikiem, narkomanem. Poznawszy rzeczywistość od najciemniejszej strony, owe Sodomy i Gomory naszych wieków, gdzie zbrodnia była i jest takim samym sposobem na życie, jak sprzedawanie samochodów, uczenie w szkole czy projektowanie wnętrz, jest przekonany, że tylko najlepsi w każdym fachu zgarniają główne nagrody. Po powrocie z Sycylii skupia na sobie uwagę, rozbudza nadzieję. Zostaje rozpoznany jako mocny człowiek, uznany za lidera w sytuacji społecznego kryzysu wartości. Nie do końca chce, ale musi. Zdobywa się na wynalazczość niestandardową, dostosowaną do rozpoznanej natury świata. W efekcie stwarza poczucie przynależności dużej grupie odrzuconych (szczególnym przypadkiem autodestrukcyjnego maniaka jest tu Wietnam, jak inne muminy efektywnie przez Pawła zagospodarowany). Okrutne? Okrutne! Ale czy całkiem nieprawdziwe?
Można oczywiście się upierać, że jest to strategia przewrotnej, bo przewrotnej, ale jednak baśni (co zdaje się sugerować sam autor, umieszczając na początku powieści zwyczajową deklarację o fikcyjności osób i zdarzeń). Przecież – jak w baśniach bywa – świat „Człowieka z Palermo” w swym planie podstawowym rządzi się przede wszystkim prawem kontrastu. Pobrzmiewa w nim szczególnie silny w Polsce podział my – oni (tu inaczej: dobra i zła mafia). Ci pierwsi przestrzegają zasad, a po przemoc sięgają w samoobronie, ci drudzy to cynicy i pazerne bestie, z którymi nie zawiera się układów. A baśnie są przede wszystkim terapią, leczą z kompleksów, dodają wiary w to, że możliwa jest jednak wygrana w starciu ze smokami tego świata, trzeba tylko zastosować właściwą broń. Cóż, broń ostatecznie okazuje się obosieczna, co bez trudu rozpozna czytelnik, kiedy nieco opadnie u niego poziom adrenaliny.
Onichimowski to dobre pióro, niezły psycholog, i to zaprezentował już w swoich opowiadaniach. Okazuje się też, że jest to muzyk, który próbuje potrącać różne emocjonalne struny. Jakby terminował w szkole Bernarda Shaw: świetnie wie, jak ważne w sztuce jest jej zakorzenienie w tym, co przyjemne, i w tym, co nieprzyjemne, w tym, co daje nadzieję i łagodzi ból istnienia, ale i w tym, co wywołuje wstręt, przeraża. Słowo w powieści prowadzi czytelnika w obie te przestrzenie. Autor – jak wcześniej w „Zalanych” – nie zrezygnował z badania literackich walorów mowy prostackiej i wulgarnej (co dziś jest najmodniejszym trendem u pisarzy młodych), ale w „Człowieku z Palermo” współistnieją z nią inne odmiany języka. Porady Runca mają sugestywność traktatów rasowego prakseologa, a paralelnie biegnące opowieści sycylijska i olsztyńska wzajemnie się komentują i oświetlają. Narrator inteligent, umieszczony poza środowiskiem, które opisuje, nie gaworzy i nie ględzi; rejestruje wypadki, wnioski pozostawiając odbiorcy. Najwidoczniej – jak ów sycylijski mentor głównego bohatera – wychodzi z założenia, że solidny gips prowadzi do mądrości nie gorzej niż książki filozofów, jakby w swojej strategii opisywania świata nie chciał dopuścić się zdrady, tak często przytrafiającej się wszelkim elitom (o czym też mówi powieść), ale stać go na komentarz przenikliwy i jednoznaczny lub paradoksalny, niemal o sile gnomy.
Bo szacunek należy się człowiekowi jak psu micha – powiada Runc, spinając w jednym zdaniu przeciwstawne bieguny mowy. Mowy namaszczonej, kreującej wspólnotowe, racjonalne standardy, i języka instynktu, wstydzącego się koturnów i kaznodziejstwa, które nie wytrzymuje ciśnienia przaśnej codzienności. Z inną odmianą tego wstydu mamy do czynienia w opisach relacji matka – syn czy Paweł – Paulina. Narrator nie dowierza słowom, stara się być maksymalnie powściągliwy, ucieka się do rejestracji gestów. Bo jak opowiedzieć o miłości czasu wojny? Przecież to zwykle chore i kalekie uczucie. Takie jak jej ofiary. Jak dzieci bez rąk i nóg. Jak mężczyźni bez genitaliów i oczu. Jak kobiety z poparzonymi maskami zamiast twarzy i brudnymi bliznami na brzuchach – wmawia sobie Paweł, kiedy zostaje sam.
Poruszanie się między rejestrami mowy uzasadnia zarówno fabuła, jak i sama forma opowieści. Mamy przecież w „Człowieku z Palermo” do czynienia ze współczesną powieścią przygodową, rodzajem awantury, nie pozbawionej jednak literackich ambicji i nie stroniącej od opisywania mechanizmów tego niedobrego świata. Czyżby była to ścieżka, która z czasem umożliwi pisarzom młodego pokolenia wyjście z zaklętego kręgu emocji tuż przed apokalipsą, porzucenie kultu pawi przedstawianych w najprzeróżniejszych konfiguracjach, kultu, który sprawia, że wynalazczość w tworzeniu sytuacji literackich ogranicza się do dbania, by były to jedynie soczyste konteksty dla słów na k. i na ch.?
Nawet jeśli ktoś uzna taką strategię za ocalanie się z wykorzystaniem starej, zdezelowanej nieco szalupy, na której nie da się dopłynąć do Ameryki literackiej. Nawet jeśli można tym sposobem dotelepać się zaledwie do znanego brzegu. To już jest coś.

Janina Koźbiel


CZŁOWIEK Z PALERMO | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI