Zamiast recenzji słówko o słowach
No i stało się; zaistniała sytuacja, w której formuła recenzji może mylić. Nie będzie więc zwyczajowej JanKowej rekomendacji, będzie wyznanie: odkrycie inspiracji, celów i założeń. I może słówko o tym, jak się może spełnić. Jeśli nie trafi między ciernie.
Zacznę od ważnej opinii Wittgensteina, który w jednym ze swoich mniej popularyzowanych wykładów mówi, że język jest cudem. Mimo że nie wszystko da się wypowiedzieć, nawet w języku urodzenia. O wiele więcej człowiek doznaje, widzi, niż mieści się w jego słowach. Ale - dodaje filozof w tymże wykładzie o etyce - owe zmagania z granicami języka, próby „zburzenia ścian naszego więzienia” są „dokumentem skłonności, której nie potrafię nie poważać i nigdy w życiu bym nie lekceważył”.
O tej skłonności do burzenia ścian myślę podobnie jak Wittgenstein, z niezmiennym szacunkiem, a utwierdzam się w tym myśleniu dzięki obcowaniu z twórczością wybitnych autorów. Wybitnych to nie zawsze znaczy popularnych, lansowanych, nagradzanych, choć zdarza się i tak. Wybitnych to znaczy takich, którzy mają odwagę stawiać pytania o naturę świata, którzy - mniej lub bardziej sugestywnie - próbują odkrywać, przynajmniej cząstkowo, jakiś sens; w mozole i nie bez błądzenia szukają jakiejś prawdy, choćby o sobie samych. Są mi bliscy w swoich niepokojach, w swoich rozterkach, w swojej niedoskonałości, w swoim upartym trwaniu na osobistym namyśle - wbrew wszystkim, którzy są pewni, doskonale poinformowani, pogodzeni z podawaną do wierzenia wiedzą; modni.
Ten mozół poszukiwaczy-syzyfów może wydawać się dziś tyleż daremny, co niepotrzebny, a przez to śmieszny. W świecie łatwo dostępnych technologii komunikacyjnych wszelka informacja jest fabrykowana jak guma do żucia, jak torebki foliowe i ma przecież szansę docierać do najdalszych zakątków globu w ciągu sekund. Po co zdobywać jakąkolwiek osobiście, po co próbować wyrażać własne uczucia, lęki, pragnienia, jeśli socjologia, psychologia, politologia i inne - z pomocą pięknie ufryzowanej statystyki, a nawet kolorowych diagramów - podsuwają usłużnie gotowce? Można łatwo powtórzyć po innych, szybko podać dalej, czasem na tym nawet zarobić. I nie narażać się na odczucie różnicy, na rozdźwięk, na dotkliwe dysonase poznawcze, na odrzucenie. To kusząca dla wielu perspektywa.
Ale czy nie dlatego, że dziś słowo wypowiada się i rozpowszechnia tak łatwo, warto się nad jego istotą zastanawiać? Przecież choćby Arystoteles, definiując człowieka, zwraca uwagę właśnie na to, że ów mówi. Mówi - jako jedyna spośród wszystkich żywych istot na ziemi. Tylko czy „powtarza po innych”, to j e s z c z e mówi? „Logos” u Arystotelesa to przecież mowa-myślenie, a nie „powtarzanie po innych”. Czy zatem powtarzający - nawet z tak modną dziś intencją ironiczną - jest jeszcze człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu?
Radykalizm ostatniego pytania niejednego pewno oburzy. Czy jednak nie jest tak, że degradacja słowa we współczesnych demokracjach, w których przez zgiełk przebija się już tylko to, co radykalne, nie jest jednocześnie degradacją człowieka-podmiotu; w żadnej sprawie nie musi mieć naprawdę własnego zdania, a też nikt po nim tego nie oczekuje. Zmanipulowany propagandą i reklamą, pod ich nieustannym naciskiem nieustannie upada.
Skojarzenia biblijne, które przywołuje ostatnie słowo, są patetyczne, ale uzasadnione. W Księdze zapisane są również dwa inne obrazy człowieka w kontakcie ze słowem - obraz mocy Adama, kiedy nazywa, i obraz Wieży Babel jako symbolu zbiorowej autodestrukcji, kiedy ludzie - mimo że mówią - porozumieć się ze sobą nie mogą. Ten drugi obraz - obawiam się - lepiej niż pierwszy odzwierciedla doświadczenia współczesności. Dlaczego tak się dzieje? I jak to się dzieje, że „ściany naszego więzienia” wciąż wznosimy przeciwko sobie nawzajem?
Rozmowy z czternaściorgiem autorów, które dokumentuje zbiór „Słowa i światy”, są spotkaniami z mistrzami słowa, więc ludźmi - jak się wydaje - spełnionymi, w sensie Arystotelesowskim. Co z tego wynika dla przeciętnego czytelnika, poza zaspokojeniem ciekawości, którego się zwykle spodziewa po wywiadach z osobami kojarzonymi powszechnie z sukcesem? I gdzie tkwi źródło sukcesu w wypadku pisarza? Czy przypadkiem nie właśnie w tym, na ile potrafi zmagać się z niemożliwym, przesuwać granice języka w nazywaniu tego, co najbardziej osobiste, pozornie nieważne, może przypadkowe? Ale przecież działa w materii, która dostępna jest każdemu, bo każdy posługuje się słowem. I każdy może być twórczy, jak dowodzi popularny komentator i popularyzator wiedzy o języku, również jeden z moich rozmówców, profesor Jan Miodek. Czy każdy też może swojemu życiu i światu stawiać istotne pytania? W murze oczywistego, powtórzonego po innych, zacytowanego, przyjętego do wierzenia poszukać szczeliny, w której - na moment choćby - pojawi się Nieoczywiste?
Może więc prawdziwy cud języka każdemu ma szansę się zdarzyć.
Janina Koźbiel JanKa
|