JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
- zobacz -
RECENZJE WYWIAD FRAGMENTZAMÓW

Urszula Stokłosa

CICHOBOREK


Zasmarkane też piękne
Czym jest ten „Cichoborek”? - pyta na okładce Eliza Kącka. I jest to kluczowe, a zarazem kłopotliwe pytanie, nie tylko w znaczeniu czysto topograficznym, ale i gatunkowym.
Będzie miał spory zgryz każdy, kto spróbuje potraktować utwór Stokłosy jako reporterski obraz współczesnej polskiej wsi, a do takiego socjologizującego spojrzenia, zwłaszcza na wieś, wielu czytelników jest przyzwyczajonych. Nawet nie dlatego, że tu i ówdzie pojawiają się duchy - stara Matylda jakby nigdy nic przycupnęła w szafie, gotowa do roli cichoborkowego Cerbera, a proboszcz Kazimierz, również po swojej śmierci, odcina nadobną wisielczynię (ciekawe, że w słowniku nie ma żeńskiego odpowiednika wisielca) i zleca jej poważne towarzysko-erotyczne zadanie; już choćby to stanowi spory stylistyczny dysonans. Owszem; to, że ratownik próbuje przy pomocy uratowanej dla życia w to życie ingerować, jest jak najbardziej zgodne - i z tradycją, i z nawykami po polsku rozumianego interwencjonizmu. Ale ksiądz Kazimierz reprezentuje jego przykład nie taki znów prosty, nie tyle może z powodu uczynków, które popełnia, ile własnego do nich stosunku.
Źródłem nietuzinkowych postaci (w tym księdza, który jest pokazany i jako urzędnik pana B., i jako zagubiony człowiek) są przede wszystkim ambicje twórcze kronikarza. Zapisując zdarzenia i przedstawiając ludzi, daje też upust swoim fantazjom. Jak zaświadcza Urszula Stokłosa (patrz wywiad) to jeden z obdarzonych potrzebą dokumentowania mieszkańców Cichoborka. Choć się w prosty sposób nie ujawnia (jest trzecioosobowy i wszechwiedzący, jak by sklasyfikowali literaturoznawcy), widoczne staje się szybko również jego wyjątkowo małe skrępowanie normami.
Nie trapią go na przykład współczesne nakazy poprawności - ani obyczajowej, ani politycznej, ani religijnej, ani stricte literackiej. Zapisuje wszystko, co widzi, co podsłucha, ale i co przeczuwa i co sobie wyobraża, a nie ulega żadnym nakazom klasycznego decorum, bo go przecież nie zna; smród jest dla niego tak samo atrakcyjny jak mityczne wonie Arabii, a smarkanie jako czynność tak samo do zanotowania jak kontemplowanie natury. Nie liczy się z tabu środowiskowym, jakby szeptał swoją opowieść o sąsiadach komuś na ucho, może nawet i bez świadomości, że stanie się ona podstawą niejednej barwnej plotki.
Kto wie zresztą, czy nie interesują go bardziej skrywane myśli i uczucia, a przede wszystkim życie intymne ziomków - czy i jak często się kochają, i czy aby na pewno heteronormatywnie. A czy jest w tych zainteresowaniach wyjątkiem? Wspomniany ksiądz Kazimierz dobrze wie, co dziś ma największą wartość dokumentalną - statystyki kontaktów intymnych sporządzone na podstawie wyznań parafian - dlatego prosi swego siostrzeńca, aby je zakopał po jego śmierci („lata pracy przecież”). Zderzenie sytuacji, w której formułuje prośbę, z samą jej treścią buduje kontrast, narusza przyzwyczajenia estetyczno-etyczne, poddaje próbie normę.
Nie jest jednak „Cichoborek” żadną prostą a zjadliwą satyrą na polski ciemnogród. Jego ironia jest subtelna, nie przesuwa się nigdy w stronę sarkazmu. Liryzmu w tej książce co najmniej tyle co pikanterii, a czułość wobec ludzi, roślin i zwierząt zdarza się iście franciszkańska (opisy ogrodu matki Justyny czy pogrzebu Pikusia są doprawdy wzruszające). Bezwzględność w ocenach sąsiadów współistnieje z wyrozumiałością, a biznesowe nastawienie nie przeszkadza snuć marzeń o realizacji utopijnych projektów, prywatnych i na skalę globalną. Taka Wiola na przykład, prostacko można by powiedzieć wsiowa prostytutka, rozmyśla o komplikacjach, jakie wprowadza nadmiar wiedzy na temat klientów i ich kłopotów z żonami. Z jednej strony zaburza to jej emocje i utrudnia podejmowanie decyzji, z drugiej - właśnie ta wiedza pozwala jej myśleć o misji uzdrawiania małżeństw, traktować swoją „solidnie wykonywaną pracę” jako pożyteczny kurs zachowań intymnych. Dokonuje znanej wszystkim - od niepiśmiennej praczki do profesora Oksfordu - psychologicznej racjonalizacji postępowania, dzięki której akceptować może siebie w zastanym świecie.
Nad problemami wszystkich postaci cichoborski kronikarz pochyla się z troską, a jest tych wyrazistych bohaterów aż jedenaścioro, w tym osobne, naznaczone skazą wyjątkowej przenikliwości dziecko. Ma przy tym świadomość, że sam podlega ciśnieniu miejscowych opinii i sądów, świadczą o tym użyte przez niego - często na prawach cytatów - silnie nacechowane słowa, które z pewnością wyedukowany kronikarz z zewnątrz poddałby cenzurze, a może nie ośmieliłby się nawet pomyśleć.
Jeśli zdarza się jeszcze dziś pisanie bezinteresowne, „Cichoborek” stanowi jego przykład niemal wzorcowy, jakby nie służył żadnej dydaktyce ani ideologii. Jakby Urszula Stokłosa nie podlegała ciśnieniu rynku, internetowych trendów, a ślady swojej polonistycznej edukacji z jakiegoś powodu wyparła. Jakby wreszcie sam Cichoborek był enklawą, w której do zmian kulturowych ludzie dojrzewają samoistnie, kobiety nie zaglądają do magazynów mody, a fryzjerka Mariolka strzyże swoje klientki nie pod żurnale, ale w harmonii z typem ich urody i ich wewnętrznymi pragnieniami wyleczenia przez wstrząs swoich małżeństw.
Bo piękno jest przecież wielorakie. Jeśli łączy w sobie to, co zewnętrzne, i to, co głębinowe, jego kształt siłą rzeczy bywa zmienny.

CICHOBOREK | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI