JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Jacek Ostrowski

UT


ISBN 978-83-62247-18-9 / 19-6

Cena 29.40 / 13.53

Stron 272

Format 145x205 / epub, mobi, pdf

Oprawa miękka ze skrzydełkami

Premiera 7 maja 2012

Sprzedaż tytułu zakończona
Czym jest UT i czy w ogóle istnieje? To pytanie będzie stawiał sobie czytelnik w różnych miejscach tej pasjonującej opowieści wraz z jej bohaterami. I jak oni będzie miał kłopoty z odpowiedzią. Dostrzeże jednak z łatwością, że owo istnienie-nieistnienie ma realny wpływ na życie Julity, właścicielki hotelu w pewnym włoskim miasteczku, oraz na losy pięciorga jej dziwnych gości, skazanych na rozliczenie się z przeszłością. A kiedy się okaże, że malownicza Pietrasanta nie przypadkiem staje się centrum zdarzeń, że związane są one z tragicznymi decyzjami dziadka Julity, z pewnością zaduma się nad granicami winy, zapyta o istotę sprawiedliwości, zastanowi się nad sensem wybaczenia, a może też zatęskni za spełnieniem nierealnej i niebezpiecznej miłości.
„UT” to powieść dla wszystkich, wielowarstwowa. Jedni zadowolą się wartką, trzymającą w napięciu akcją. Inni dostrzegą w niej przejmującą metaforę współczesności z jej dotkliwymi plagami - korupcją, terroryzmem, pedofilią i innymi formami nadużywania władzy.

Z wywiadu:
(...) A Pan wie, kim jest Raul Gomes?

Ja wiem. Jest pół zjawą, pół człowiekiem, wybawia ludzi z kłopotów, jest sądem ostatecznym, jest wyzwoleniem i jest nadzieją. Jest tym, czego potrzebujemy w życiu - oparciem. Takich istot się nie spotyka, o takich się marzy, a to też jest piękne. Jedna znajoma powiedziała mi, że o takim mężczyźnie jak Raul kobiety śnią, jest ideałem. Lubię książki, których autorzy dają mi możliwość wyboru rozwiązań. Niech Raul Gomes pobudza wyobraźnię.

patronat medialny:

(...)
Było to cztery lata temu, tuż po sezonie. Dobrze pamiętała tamten dzień. Posadził ją w fotelu i starannie zamknął drzwi, jakby obawiał się, że ktoś niepowołany usłyszy to, co miał do powiedzenia. W gruncie rzeczy nie była to żadna tajemnica. Przypuszczalnie zadziałało jakieś stare przyzwyczajenie, jeszcze z czasów młodości. Trzeba przyznać, że ją zaskoczył. Wprawdzie od wielu lat obiecywał, że przekaże jej hotel, ale myślała, że to jeszcze bardzo daleka perspektywa. Tego dnia odkurzała pamiątki z Afryki zdobiące ściany w jadalni, aż tu przybiegła Marika, wtedy tymczasowo zatrudniona jako praczka.
- Pani Julito - mówiła podekscytowanym głosem - szef panią woła, jest bardzo zdenerwowany.
- Zdenerwowany? - zdziwiła się. - Mój tata jest zdenerwowany? Przecież to chodzący spokój.
Zeskoczyła z drabinki, rzuciła ścierkę na pobliski stolik.
- Tak, jest bardzo wzburzony - potwierdziła praczka. - Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Niech pani szybko tam idzie. Coś musiało się wydarzyć - ponaglała.
Julita pobiegła na górę. Przeskakiwała po kilka schodków, nie przejmowała się czynionym przez siebie hałasem, naprawdę zaniepokojona.
Gabinet ojca mieścił się na trzecim piętrze w samym końcu korytarza. Nie był wielki, ale miał jedną ogromną zaletę: przylegał do niego spory taras, zajmujący praktycznie cały dach hotelu. Taras był oczkiem w głowie ojca. Tu rosła wspaniała tropikalna roślinność, jedynie na zimę osłaniana szklaną ścianą. Tu było wspaniałe akwarium z rzadko spotykanymi rybami i tu mieściło się atelier ojca. Tu powstawały jego obrazy, a właściwie kopie obrazów wielkich mistrzów.
Weszła do gabinetu bez pukania. Tylko ona miała ten przywilej.

Ulokował ją w swoim fotelu. Siedziała i obserwowała ojca. Praczka miała rację. Był bardzo zdenerwowany, chodził jak ranione zwierzę po gabinecie w tę i z powrotem. Nagle zatrzymał się tuż przed Julitą, usiadł na blacie biurka.
- Córko, dziś nadszedł czas - zaczął drżącym głosem - na zmianę pokoleń...
- Na zmianę pokoleń? - wydusiła zdumiona. Patrzyła na niego i w dalszym ciągu nic nie rozumiała.
- Tak. - Ojciec skinął głową. - Odchodzę z hotelu. Przekazuję ci nad nim pieczę i przenoszę się do domku w ogrodzie. Od dziś moja noga tu nie stanie.
- Co proszę? - szepnęła.
Patrzyła na ojca już nie z niepokojem, ale ze strachem. Wyglądał na człowieka, który postradał zmysły, lub na takiego, który czegoś się strasznie przeraził. Jego czoło pokrywały krople potu, twarz była przeraźliwie blada, on sam drżał.
- Ojcze, czy coś się stało?
- Nie. - Energicznie pokręcił głową. - Wszystko jest w porządku. Pamiętasz, od lat obiecywałem, że obejmiesz hotel, i dziś ten dzień nastąpił. O nic więcej nie pytaj.
Wyjął chustkę i otarł twarz z potu.
- Przecież możemy go razem prowadzić, tak jak do tej pory - nie ustępowała.
- Nie, ja dziś wysiadam z tego pociągu - oświadczył stanowczo.
- Jesteś chory? - dopytywała. - Powiedz, nie kryj tego przede mną.
- Nie. Dziś doszedłem do wniosku, że już czas na zmianę kierownictwa, trzeba dać możliwość wykazania się młodym. Są już inne czasy i wymagają świeżej krwi. To jest jedyne wyjście, żeby uratować nasz hotel. Jutro podpiszemy u notariusza stosowne dokumenty. I jest jeszcze coś... - zawahał się - może to nieważne, ale musisz o tym wiedzieć.
- Tak, tato... - wyszeptała. Cały czas nie mogła ochłonąć, decyzja ojca kompletnie ją zaskoczyła. Twierdził, że jest zdrowy, ale może ukrywał chorobę? Obiecała sobie, że musi podpytać Dominga.
- Kiedyś, dawno temu - kontynuował ojciec - potrzebowałem pieniędzy i zapożyczyłem się u pewnego Wenecjanina. Niestety, on zginął w wypadku i nie miałem możliwości zwrócić pieniędzy. Nikt do tej pory nie zgłosił się po dług i pewnie się już nie pojawi. Ta sprawa miała miejsce trzydzieści lat temu. Podpisałem wtedy pewien weksel i nigdy go nie odzyskałem. Myślę, że on gdzieś zaginął i na pewno nie musisz się tym przejmować.
- Nie przejmuję się. Jednak nie wiem, czy dobrze czynisz. Nie wiem, czy poradzę sobie...
- Poradzisz - zaśmiał się - tego jestem pewny. Wiem, że hotel jest twoim życiem, córciu.
- Nic mi nie pomożesz? - Kręciła głową z niedowierzaniem.
- Nic. Moja noga tu więcej nie postanie. Przykro mi, ale tak postanowiłem. Możesz jednak polegać na Domingu, on kocha cię tak mocno, że momentami byłem zazdrosny. On będzie twoim oparciem, a kiedy poczujesz się na siłach, żeby prowadzić hotel sama, wtedy on pójdzie na emeryturę. Obiecał mi, że wcześniej nie odejdzie.
- Już rozmawiałeś z nim? - zdziwiła się.
- Tak. Musiałem załatwić ci pomoc, przecież nie mogę cię tak od razu puścić na głęboką wodę. Będzie dobrze, zobaczysz.
Dźwignął się z fotela. Julita zerwała się również i rzuciła mu się w ramiona. Mocno przytuliła się do ojca.
- Kocham cię, tato - szeptała mu do ucha.
- Ja też cię kocham, Julitko, bardzo.

- No, i co to za gość? - Domingo z nożem w dłoni stał w progu kuchni. - No, opowiadaj.
Julita wymownie popatrzyła na trzymane przez niego narzędzie.
- Ten nóż to na mnie?
- Nie, nie! - Zreflektował się kucharz i odłożył nóż. - Co to za facet?
- Raczej baba - zaśmiała się - chociaż może określenie babochłop najbardziej do niej pasuje. Ubiera się jak facet, ma chód faceta i nawet papierosa w ustach trzyma nie jak kobieta.
- Nie przesadzasz?
- Co to za kobieta, która przyjeżdża na dwutygodniowy wypoczynek bez ciuchów?
- Jest goła? - Oczy kucharza zrobiły się wielkie jak spodeczki od filiżanek.
- Nie goła. - Skrzywiła się na samą myśl o tym. - Ona nie ma walizek, właściwie nie ma żadnej walizki. Ma za to gruby, niski głos. Nie ma w niej ani krzty kobiecości.
Minęła kucharza i usiadła przy blacie. Podparła głowę rękoma.
- Co to za dziwaki? - szepnęła. - Po co tu przyjechali?
Domingo podszedł do niej i delikatnie poklepał po plecach.
- Nieważne - rzucił jej do ucha. - Co oni nas obchodzą? Ważne, że pieniądze zainkasowaliśmy, a teraz musimy tylko wytrzymać dwa tygodnie. Wyjadą i zapomnimy o nich. Pamiętasz tę grubą Niemkę? Kiedy to było? Chyba trzy lata temu. Latała naga po hotelu i darła się, jakby ją coś opętało. Proboszcz chciał wezwać do niej egzorcystę.
- Faktycznie. - Zaśmiała się na wspomnienie tamtej sytuacji. - Z nią była prawdziwa jazda, a policja odwiedzała nas codziennie.
- No właśnie. - Kucharz ponownie poklepał ją, chwycił nóż i zaczął kroić wędlinę.
Julita patrzyła z podziwem, jak tnie szynkę na równe cienkie plasterki; ona tak nie potrafiła.
- Pomóc ci? - spytała.
- Nie, witaj następnych gości. Tu rządzę ja.
- Dobrze, idę do saloniku, obejrzę w telewizji prognozę pogody.

UT | fragment | książki | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI