JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
- zobacz -
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Joanna Bartoń

DRZAZGI


Tajemnice bolesne
Druga książka Joanny Bartoń potwierdza, że autorka należy do gatunku spychanego na naszym rynku wyraźnie - choć niesłusznie - do niszy. Pisanie jest dla niej próbą zrozumienia siebie, stawiania niewygodnych pytań etycznych i filozoficznych. W „Drzazgach” bierze na warsztat temat bliski każdemu, ważny społecznie, choć rzadko podejmowany - odpowiedzialność rodzica za życie dziecka - i przedstawia go w sposób odważny i wyrafinowany zarazem, a przy tym silnie powiązany ze współczesnymi stylami bycia i życia, zgodny z wieloma diagnozami psychologów, czuły na dykcję współczesnej polszczyzny.
Intryga jest kryminalna, syn - poczęty z wielkiej miłości przez rodziców niedojrzałych, wychowywany przez matkę okaleczoną emocjonalnie - wyrasta na artystę, który zdolny jest do zabójstwa. Matka musi więc się zmierzyć z wyrzutami sumienia, co skłania ją - z jednej strony - do przeanalizowania własnego życia (w tym związków z najbliższymi, przede wszystkim z własną matką (patrz fragment)), z drugiej zaś - stawić czoło opinii publicznej, gotowej przede wszystkim do potępienia, a nie do prób rozumienia.
Autorka jednak nie prowadzi narracji jak w kryminale, lecz jak w powieści psychologicznej (z punktu widzenia owej zmagającej się z traumą matki zabójcy), a przy tym korzysta z języka powściągliwego, ale wyrazistego.
Ów język może zaskakiwać, zwłaszcza tych, którzy znają debiut Joanny Bartoń „Do niewidzenia, do niejutra”, pełen nie tylko gorzkich sarkazmów, ale też głębinowych skojarzeń kulturowych; one właśnie sprowokowały jedną z recenzentek do nazwania go językiem „spuszczonym ze smyczy”. W „Drzazgach” jest zupełnie inaczej (patrz wywiad). Autorka postawiła sobie skrajnie trudne zadanie literackie - oddać ekstremalne emocje i napięcia, nie popadając w egzaltację ani emfazę i nie uciekając się do rozbawiających czytelnika gier słownych, które - zważywszy na temat - mogłyby być niestosowne. Skoncentrowała się na chłodnym opisie wyrazistych sytuacji: operuje po mistrzowsku kontrastem, przeciwstawia zręcznie to, co wyobrażone i odegrane na pokaz, temu, co przemilczane, skutecznie bądź nieskutecznie ukrywane. Wyrafinowane posługiwanie się czasem pozwala utrzymywać względną tajemniczość opowieści, a jednocześnie odsłaniać stopniowo fakty, które w swojej obiektywnej wymowie pozwalają czytelnikowi dostrzec głębię dramatu.
Szczęśliwym pomysłem w konstrukcji wydaje się również mówienie o Lilianie przez nią samą w trzeciej osobie. Sugeruje to czytelnikowi, że bohaterka próbuje się wyrwać ze świata subiektywnych odczuć i niewolących ją myśli neurotyczki, próbuje zobiektywizować ocenę samej siebie i spojrzeć na siebie tak, jak patrzy na nią otoczenie - przenikliwie, posługując się społecznymi stereotypami, złośliwie, ale też z lękiem, jak zwykle ogląda się ludzi wycofanych, nadwrażliwych. Przy tym Liliana raz po raz buntuje się przeciw opresji, próbuje uciec ze szczelnej klatki społecznych nakazów, sięga po klasyczne zachowania niegrzeczne, pokazując język konwencjom, wymaganiom i ludziom. Widzi i siebie, i otoczenie ostro, jakby w krzywym zwierciadle, a agresywne projekcje jej mózgu są odmianą samoobrony. Przedstawia przy tym przekonująco odpryski życia wielkomiejskiej Łodzi, nocnego Krakowa, wakacyjnego Wybrzeża, wsi pod Legnicą oraz emigracji na Wyspach Brytyjskich.
Choć osią opowieści jest relacja syna i matki oraz jej osobiste brzemię, pojawiają się - jak widać - wątki obecne w wielu współczesnych narracjach: wolności kobiet i opresji wobec nich, swobody życia intymnego, wartości norm i skutków ich przekraczania, tożsamości i społecznej roli artysty, tożsamości seksualnej czy postrzegania emigracji; są to jednak tylko pozornie tematy poboczne, wynikające z wrażliwości pisarki i wchłaniania przez nią tego, co ważne w dyskusjach publicznych. One właśnie budują środowisko i mentalność, które Lilianę od dziecka kształtują na równi z genami, zakorzeniają „Drzazgi” w naszej rzeczywistości społecznej i czynią z niej powieść - co prawda szkicową, charakterystyczną dla parabolicznych współczesnych tekstów młodej prozy, a nie klasyczną, z obiektywizująco i szczegółowo przedstawionym tłem. Stanowią też ważne przesłanki dla zbudowania przez czytelnika obrazu osobowości głównej bohaterki - istoty tyleż wolnej czy starającej się swoją wolność demonstrować, co specyficznie zniewolonej.
Sposób, w jaki Joanna Bartoń wpisuje się „Drzazgami” w dyskusję o wolności i moralności, zasługuje na uwagę i nagłośnienie. Autorka wydaje się wolna od wszelkich nacisków środowiskowych, tworzy projekt indywidualny, pokazuje, że niezależnie od przyzwolenia bądź restrykcji zewnętrznych jakiejkolwiek ideologii czy religii w człowieku jest sfera autonomiczna, która nie pozwala mu zaakceptować tego, co intuicyjnie (sercem, na które wskazywała zaproponowanym pierwotnie tytułem) uznaje za złe. Autorka wprawdzie tworzy rodzaj alibi dla swojej bohaterki, podkreśla jej nietypowość, nadwrażliwość i - wręcz - nieprzystosowanie społeczne (każąc jej utwardzać się xanaxem i uciekać z czasu i przestrzeni), ale jednocześnie podkreśla intensywność utajonego życia psychicznej zadry i niemożliwość jakiegokolwiek jej zaleczenia. Taka wizja człowieka - z wmontowanym na stałe czujnikiem, by nie powiedzieć sumieniem - wydaje się trwałym elementem myślenia Joanny Bartoń, obecnym już w jej debiutanckiej powieści, więc tym bardziej wartym wyeksponowania.
Wszystko, co powyżej, daje się odczytać z „Drzazg” bez szczególnego trudu, więc powieść ma szansę zdobyć szerszy rezonans społeczny. Sposób prowadzenia narracji wyraźnie wskazuje, że autorka umie dbać nie tylko o konstruowanie tajemnicy, dodającej pieprzu lekturze, ale i podtrzymywanie zainteresowania czytelnika przez atrakcyjne literacko jej rozjaśnianie.

DRZAZGI | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI